wtorek, 3 listopada 2009

zaproszenie

Zapraszam wszystkich na www.ciemnyblond.blogspot.com , albowiem tam teraz pisuję...

środa, 17 czerwca 2009

Lepsze niż kręgi w Wylatowie...

Wstaję sobie po rzymsko - katolicku przed godziną ósmą rano...
jak zwykle porannym rytuałem idę pstryknąć pstryczek czajnikowy
celem szybszego otrzymania kawy... Patrzę odruchowo w prawo do
otworu drzwiowego pokoju Mader mojej (chwilowo nieobecnej) a tu...
wszystko porozrzucane jak po tajfunie.
Myślę sobie: "debilna kota - wszystko porozrzucała).
Niewiele myśląc nachylam się i zaczynam sprzątać. Podnoszę głowę...
a tam? Bukiet. Bukiet z róż.
Idealnie,symetrycznie, równo ułożony w lewym, górnym rogu stołu,
z którego uprzednio wszystko zostało zrzucone, razem z obrusem.
Jak to możliwe, że wszystko spadło,łącznie z wazonem, a kwiaty nie...
tylko ułożyły się w kąt 90 stopni?
A no możliwe... Bo wczoraj była rocznica ślubu moich rodziców,
więc jak sądzę tatuś chciał zaznaczyć swą obecność...
Jest też druga opcja: mam kota, który potrafi robić wachlarzyki z kwiatów
i pojadę z nim za radą Joasmoka do Ewy Drzyzgi.
Jest też i opcja trzecia: jestem lunatyczką.

piątek, 5 czerwca 2009

paciory

bo to jest tak, że ja nie lubię paciorów. bo nie rozumiem ich sensu...bo nie lubię, jak mi się mówi, co mam mówić, robić... bo nie potrafię używać nie swoich słów… bo nie potrafię wznieść się ponad archaizmy tych samych modlitw, które przez wielki się nie zmieniają, no może z wyjątkiem usunięcia błyskotliwych wtrąceń. I tego paciora nad paciorami też nie lubiłam. Jak można 50 razy klepnąć zdrowaś Mario… nie wystarczy raz? Chyba trochę zaczynam widzieć kątem jednego oka, no bo ktoś mi pokazał, że można tę niechęć też zostawić w modlitwie. i wszystko można tam powrzucać: lęk, nienawiść, nieudolność, brak miłości… wrzucić i topić jak kamienie.

hanna – osobowość neurotyczna (wg autodiagnozy) odkryła, że ten koralikowy pacior jest szkołą bliskości. No bo co może być intymniejszego niż słowa modlitwy wypowiadane przy kimś? nie było łatwo. wcale. te myśli były dotąd tylko moje, teraz już nie są.

…bo istnieje takie zło, które prowadzi do dobra…

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Gdzie tu wkleić miłosierdzie?

no bo wczoraj była ta niedziela miłosierdzia, no i gdzie mam je wkleić?
Poranek był ok, poza tym, że wpadłam na watahę kleryków i ich 6 równych przedziałków...

Aż kroku przyspieszyłam na tę Mszę, czy też Eucharystię (no bo jak mawiają w pewnych kręgach - to nie to samo!)...
A tam Łociec niechluj się kładł na ambonce, ale Jego szczęście - mówił do rzeczy.

No i poszłam do tego mojego terapeutycznego cyrku, gdzie w roli terapeuty przydzielono mi Stefka i Marychę. Ten pierwszy był uzależniony od jednorękiego bandyty, a Marycha niedostosowana społecznie, wzbogacona o nerwicę natręctw.

I wiecie co?

Spławiłam ich na indywidualną terapiję, twierdząc, że są parą psycholi! hue hue

A teraz powiem Wam, że to ino symylacja była. Bo by mnie na stosie spalili jakbym wygadywała tu takie rzeczy...

A jak wychodziłam to mi się objawiło. Nie do wiary... Terapeuta psychodynamiczny miał przez parę sekund ludzkie oczy - takie, z których mogłam przeczytać lęk o mnie... Niesamowite.

Wieczorem padły nam baterie...
Był płacz i pytania: co dalej...


No i nie wiem, co dalej.

Pan Bóg wie. Ale pycha nie pozwala mi zapytać.

poniedziałek, 9 lutego 2009

Dobre było...

A wszystko, co stworzył było DOBRE - tak dziś usłyszałam. Nie mam więc powodu, by myśleć, że jest inaczej... Pozorna beznadzieja, niewiara, cierpienie, tęsknota, odrzucenie... jeśli przez Niego, w Nim i dla Niego, to jest piękne...

Kiedyś hania myślała, że jak człowiek nie widzi nadziei, tkwi w błotku własnego smutku, to trzeba biec natychmiast i go "zbawiać".
Dziś wie, że to nie jest jej działka...
Kiedyś hania myślała, że prawdziwą czułość i intymność może otrzymać tylko z ręki ludzkiej.
Dziś hania wie, że takie rozpaczliwe wyrwanie kawałka bliskości nie czyni szczęśliwą...


"Dlaczego Wy tu tak przychodzicie, co Wam się stało?"
Ano dlatego, że człowiek jest w gruncie rzeczy cymbał i sam sobie szczęścia nie da...

sobota, 31 stycznia 2009

Wszystko będzie dobrze...

Coś mi się dzisiaj rano porypało i z na-wpół-otwartymi powiekami pomimo godziny 9:30 przeczytałam nie to czytanie, co trzeba. Ale w sumie dobrze to. Bo mam na dzisiaj dwa :D
Przeczytałam o dziewczynco, co to nie umarła tylko spała. Kiedy tracimy wiarę, kiedy nic po ludzku nie wygląda już na "nadziejne" sam Bóg przychodzi i zbawia... Zobacz. To, co kochasz będzie wiecznie trwać... Trzeba tylko, a dla mnie AŻ Jemu zaufać...
A to, co powinno być dziś pokarmem to to, jak spali... Ciekawa reakcja tych Apostołów (szczerze mówiąc doszłam do wniosku, że ni byli nazbyt rozgarnięci i to mnie pociesza-znaczy i ja się nadaję)... Poczekali, aż będzie niezły hardcore i dopiero wtedy obudzili Jezusa. On widział lęk i przerażenie, dlatego się ulitował... On widzi moje rozchwianie, frustrację, lęk, że GINĘ... I uspokaja... Tylko dlaczego biegnę do Niego dopiero wtedy, kiedy człowiek przestaje mnie sycić?

Tak bardzo pragniemy czułości, dotyku, uspokojenia, napełnienia...
To wszystko U NIEGO. Nie ma sensu szukać gdzie indziej...

niedziela, 18 stycznia 2009

ODnowa...

Z nadzieją czekałem na Pana,a On się pochylił nade mną i wysłuchał mego wołania.
Włożył mi w usta pieśń nową,śpiew dla naszego Boga.
Nie chciałeś ofiary krwawej ani z płodów ziemi,ale otworzyłeś mi uszy.
Nie żądałeś całopalenia i ofiary za grzechy.Wtedy powiedziałem: "Oto przychodzę."

Wniosek: Wyrzucić co nie jest z Niego i dać się poprowadzić...

sobota, 17 stycznia 2009

(...)

To najwięcej, co mogę dać...

Pójdź za mną...

Czasami bywa tak, że uodparniamy się na Słowo. Nawet na takie. Spada na ziemię, niesłuchane, a my tkwimy w przeświadczeniu, że skoro tyle razy już je słyszeliśmy to już wszystko o nim wiemy.
Ciekawa jestem tego wzroku i głosu, który powiedział: pójdź... Jaki był skoro dorosły facet w jednej chwili zrezygnował ze swojej całkiem niezłej posady i poszedł za Nim.
Trudno jest mi rezygnować z ciepłej posady swoich myśli, uczuć, emocji... by iść... za Tym, który kocha bezwarunkowo.

piątek, 16 stycznia 2009

Relacje...

Sensem życia jest relacja, spotkanie... nie czas. Tak bardzo to czuję... Nie brakuje mi wad. Oj nie... Bywam cyniczna, chłodna, rozmawiająca na poziomie bezpiecznym, żeby tylko nie zrobić sobie krzywdy. Tak, to prawda boję się. Boję się rozczarowania bliską osobą. Kiedy jesteśmy z kimś bliskim - rozmawiamy o tym, co czujemy. Bywa i tak, że obrażamy się, czyniąc tym sobie drogę ucieczki od tego, że czujemy się oszukani, ponieważ nasza idealna wizja drugiego człowieka, mimowolnie stworzona - rozpadła się.
Mogłabym pofantazjować dalej... I nawet mam na to ochotę.
A więc bywa też tak, że dobrze nam jest tkwić w błotku poczucia odrzucenia. Możemy wtedy przyciągać ludzi swoją biedą i w ten sposób pozornie nie być samotnymi. Bywa i odwrotnie. Czasami próbujemy być bardzo correct, żeby zbawić cały świat, byle nie siebie.
Kiedy się widzi, to naprawdę życie ma smak. To nie bajka, to biografia.
Przylgnąć do Niego, dać Mu dostęp do SIEBIE.
Patrzeć i kochać... :)
Noverim Te, noverim me.

czwartek, 15 stycznia 2009

Czwartek I tygodnia zwykłego :D

Przyszedł dziś do Niego trędowaty... Powiedział nieco prowokacyjnie: "jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić"... a On? "Zdjęty litością"... Uzdrowił. Kazał nikomu nie mówić, a on ledwie wyszedł - wszystko wygadał... Nie chcemy być z Nim intymnie i wytrzymać napięcia - lepiej nam jest przegadać, sprzedać byle komu... Żeby tylko nie być samemu.
Chciałabym umieć się upokarzać... wołać o litość, prosić... Kochać.
Chciałabym też umieć zejść ze swojej drogi, by być.
A jak już mi się to wszystko uda ;) to bym jeszcze poprosiła o łaskę przyjmowania komplementów, bo tak zażenowana wspomnianymi i zmieszana to chyba jeszcze nie byłam...

wtorek, 13 stycznia 2009

Zapachy.

Wczoraj z Misiem przełożyliśmy brewiarz tom nr III do skórzanej okładki. Na początku nam się pomyliło, bo się włożył do góry nogami. Jak już dego dokonałam, to i skorzystałam, odmawiając kompletę. On ma swój zapach...taki jak nic innego na świecie. Pomyślałam sobie, że znam dużo zapachów i generalnie jak pies tropiący, czasem mam ochotę za nimi pójść. Zapachy domów, w których mieszkałam, zapachy Przyjaciół, zapach świec, kadzidła, zapachy perfum, jakich używałam, zapach kawy, drewna...
Opłaca się mieć upośledzony węch ;), wtedy jest więcej miejsca na zapamiętywanie.
Zaczynam czuć, ot co.

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Dostałam dziś Pana Misia Terapeutycznego. Pan Miś ma 25 cm wzrostu, jest czerwony i bezmimiczny. Miś wie, że 80% komunikacji to wzrok, dlatego zainwestował wszystkie swoje talenty w ten jeden, jedyny zmysł. Zabawne to, że zrobiło mi się cieplej i lepiej z powodu waty w czerwonym ubraniu...
Mówią, że jak się pisze to tak jakby spływało. Więc może spłynie poczucie winy, odrzucenia i ból, że inni widzą to, czego nie chcę dać im zobaczyć.
Czytałam rano, że ich powołał, a oni rzucili wszystko i poszli.
ja zawiodłam.