piątek, 5 czerwca 2009

paciory

bo to jest tak, że ja nie lubię paciorów. bo nie rozumiem ich sensu...bo nie lubię, jak mi się mówi, co mam mówić, robić... bo nie potrafię używać nie swoich słów… bo nie potrafię wznieść się ponad archaizmy tych samych modlitw, które przez wielki się nie zmieniają, no może z wyjątkiem usunięcia błyskotliwych wtrąceń. I tego paciora nad paciorami też nie lubiłam. Jak można 50 razy klepnąć zdrowaś Mario… nie wystarczy raz? Chyba trochę zaczynam widzieć kątem jednego oka, no bo ktoś mi pokazał, że można tę niechęć też zostawić w modlitwie. i wszystko można tam powrzucać: lęk, nienawiść, nieudolność, brak miłości… wrzucić i topić jak kamienie.

hanna – osobowość neurotyczna (wg autodiagnozy) odkryła, że ten koralikowy pacior jest szkołą bliskości. No bo co może być intymniejszego niż słowa modlitwy wypowiadane przy kimś? nie było łatwo. wcale. te myśli były dotąd tylko moje, teraz już nie są.

…bo istnieje takie zło, które prowadzi do dobra…

1 komentarz: