piątek, 16 stycznia 2009

Relacje...

Sensem życia jest relacja, spotkanie... nie czas. Tak bardzo to czuję... Nie brakuje mi wad. Oj nie... Bywam cyniczna, chłodna, rozmawiająca na poziomie bezpiecznym, żeby tylko nie zrobić sobie krzywdy. Tak, to prawda boję się. Boję się rozczarowania bliską osobą. Kiedy jesteśmy z kimś bliskim - rozmawiamy o tym, co czujemy. Bywa i tak, że obrażamy się, czyniąc tym sobie drogę ucieczki od tego, że czujemy się oszukani, ponieważ nasza idealna wizja drugiego człowieka, mimowolnie stworzona - rozpadła się.
Mogłabym pofantazjować dalej... I nawet mam na to ochotę.
A więc bywa też tak, że dobrze nam jest tkwić w błotku poczucia odrzucenia. Możemy wtedy przyciągać ludzi swoją biedą i w ten sposób pozornie nie być samotnymi. Bywa i odwrotnie. Czasami próbujemy być bardzo correct, żeby zbawić cały świat, byle nie siebie.
Kiedy się widzi, to naprawdę życie ma smak. To nie bajka, to biografia.
Przylgnąć do Niego, dać Mu dostęp do SIEBIE.
Patrzeć i kochać... :)
Noverim Te, noverim me.

3 komentarze:

  1. A dzisiaj to inni przynieśli chorego i na siłe go przed Jezusa.. żeby uzdrowił.. może mieli już dość zajmowania się nim? a może tak go kochali?

    OdpowiedzUsuń
  2. czy na siłę?
    my sami nie wiemy ile zawdzięczamy takim właśnie osobom, które nas niosą... zanoszą przed Pana...

    OdpowiedzUsuń
  3. to o mnie to o mnie :) ja to słyszałam dzisiaj :) to Wasza wiara mnie uzdrowiła :P ja nie chcialam nie moglam sie ruszyć... to inni za mnie... joasmok.

    OdpowiedzUsuń