środa, 17 czerwca 2009

Lepsze niż kręgi w Wylatowie...

Wstaję sobie po rzymsko - katolicku przed godziną ósmą rano...
jak zwykle porannym rytuałem idę pstryknąć pstryczek czajnikowy
celem szybszego otrzymania kawy... Patrzę odruchowo w prawo do
otworu drzwiowego pokoju Mader mojej (chwilowo nieobecnej) a tu...
wszystko porozrzucane jak po tajfunie.
Myślę sobie: "debilna kota - wszystko porozrzucała).
Niewiele myśląc nachylam się i zaczynam sprzątać. Podnoszę głowę...
a tam? Bukiet. Bukiet z róż.
Idealnie,symetrycznie, równo ułożony w lewym, górnym rogu stołu,
z którego uprzednio wszystko zostało zrzucone, razem z obrusem.
Jak to możliwe, że wszystko spadło,łącznie z wazonem, a kwiaty nie...
tylko ułożyły się w kąt 90 stopni?
A no możliwe... Bo wczoraj była rocznica ślubu moich rodziców,
więc jak sądzę tatuś chciał zaznaczyć swą obecność...
Jest też druga opcja: mam kota, który potrafi robić wachlarzyki z kwiatów
i pojadę z nim za radą Joasmoka do Ewy Drzyzgi.
Jest też i opcja trzecia: jestem lunatyczką.

piątek, 5 czerwca 2009

paciory

bo to jest tak, że ja nie lubię paciorów. bo nie rozumiem ich sensu...bo nie lubię, jak mi się mówi, co mam mówić, robić... bo nie potrafię używać nie swoich słów… bo nie potrafię wznieść się ponad archaizmy tych samych modlitw, które przez wielki się nie zmieniają, no może z wyjątkiem usunięcia błyskotliwych wtrąceń. I tego paciora nad paciorami też nie lubiłam. Jak można 50 razy klepnąć zdrowaś Mario… nie wystarczy raz? Chyba trochę zaczynam widzieć kątem jednego oka, no bo ktoś mi pokazał, że można tę niechęć też zostawić w modlitwie. i wszystko można tam powrzucać: lęk, nienawiść, nieudolność, brak miłości… wrzucić i topić jak kamienie.

hanna – osobowość neurotyczna (wg autodiagnozy) odkryła, że ten koralikowy pacior jest szkołą bliskości. No bo co może być intymniejszego niż słowa modlitwy wypowiadane przy kimś? nie było łatwo. wcale. te myśli były dotąd tylko moje, teraz już nie są.

…bo istnieje takie zło, które prowadzi do dobra…