Coś mi się dzisiaj rano porypało i z na-wpół-otwartymi powiekami pomimo godziny 9:30 przeczytałam nie to czytanie, co trzeba. Ale w sumie dobrze to. Bo mam na dzisiaj dwa :D
Przeczytałam o dziewczynco, co to nie umarła tylko spała. Kiedy tracimy wiarę, kiedy nic po ludzku nie wygląda już na "nadziejne" sam Bóg przychodzi i zbawia... Zobacz. To, co kochasz będzie wiecznie trwać... Trzeba tylko, a dla mnie AŻ Jemu zaufać...
A to, co powinno być dziś pokarmem to to, jak spali... Ciekawa reakcja tych Apostołów (szczerze mówiąc doszłam do wniosku, że ni byli nazbyt rozgarnięci i to mnie pociesza-znaczy i ja się nadaję)... Poczekali, aż będzie niezły hardcore i dopiero wtedy obudzili Jezusa. On widział lęk i przerażenie, dlatego się ulitował... On widzi moje rozchwianie, frustrację, lęk, że GINĘ... I uspokaja... Tylko dlaczego biegnę do Niego dopiero wtedy, kiedy człowiek przestaje mnie sycić?
Tak bardzo pragniemy czułości, dotyku, uspokojenia, napełnienia...
To wszystko U NIEGO. Nie ma sensu szukać gdzie indziej...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
PIERWSZY!
OdpowiedzUsuńhehehe choć raz przed Joasmokiem.
HEHE
[głaszcze] ;P
OdpowiedzUsuń